Region

Kiedy to było..., czyli studniówki z muzyką na żywo

Siedlce Pt. 05.02.2021 13:12:00
05
lut 2021

W tym roku Bale maturalne niestety nie odbędą się. Jest to jednak dobry moment na to, aby powspominać jak studniówki wyglądały kiedyś. Nie da się ukryć, że imprezy studniówkowe bardzo się zmieniły w stosunku do tych organizowanych trzydzieści lat temu. Teraz standardem jest, że muzykę na studniówce gra DJ. Kiedyś bawiono się do piosenek granych na żywo. O tym jak to wyglądało i dlaczego się zmieniło opowiada Tomasz Radomyski.

Monika Radomyska: Kiedy tak właściwie zaczęła się moda na zespoły studniówkowe?

Tomasz Radomyski: Dokładnie nie wiem. Jeśli chodzi o lata osiemdziesiąte, w których ja chodziłem do szkoły średniej i lata następne, przynajmniej do połowy lat dziewięćdziesiątych. Wydaje mi się, że był to po prostu standard. Większość studniówek od strony muzycznej obsługiwały zespoły.

MR: Jaką muzykę wtedy graliście?

TR: Bardzo różną. Na pewno w repertuarze musiały się znajdować utwory popularne, bo przecież to właśnie młodzi ludzie bawili się na studniówce. Trzeba było również pamiętać o tym, że jest to bal uroczysty, więc zespół musiał umieć grać chociażby poloneza. Na studniówce bawili się również nauczyciele i rodzice, dlatego trzeba było grać różne style taneczne zaczynając od absolutnej klasyki typu walc, tango, tańce latynoskie, ale także rock and roll i twist. W latach osiemdziesiątych, kiedy ja zaczynałem, trwała właśnie eksplozja polskiego rocka, więc muzyka takich zespołów jak Maanam, Perfect, Lady Pank, Bajm. Do tych powszechnie znanych przebojów chętnie tańczono. Rozpoczęła się także epoka disco. Tutaj przede wszystkim królowało Italo disco. Szał połowy lat 80. to Modern Talking, więc zespół grający na imprezach tanecznych musiał chociaż kilka piosenek tej grupy zagrać.

MR: Czy podczas studniówek maturzyści przychodzili z konkretnymi życzeniami muzycznymi i czy zdarzało się tak, że nie zawsze mogliście taką prośbę spełnić?

TR: W przypadku zespołów wszystko trzeba było umieć zagrać na żywo. W tamtych czasach tylko taka opcja była, bo nie używano jeszcze żadnych wspomagaczy, półodtwarzaczy mp3, czy gotowych aranżacji. Nie było nawet keybordów, z których można by odtworzyć automatyczny akompaniament. Nie było więc takiej możliwości, żeby zespół miał repertuar składający się z kilku tysięcy utworów. Z tego co pamiętam oscylowało to w okolicy 100 – 120 utworów. Siłą rzeczy nie wszystko potrafiliśmy zagrać, natomiast większość tego aktualnie popularnego repertuaru mieliśmy opanowane i zazwyczaj udawało się tym życzeniom sprostać. Oczywiście były takie sytuacje, że ktoś przyszedł z jakąś konkretną piosenką, której może nawet nie znaliśmy. Bywały też takie sytuacje, że ktoś był obrażony, że jego marzenia zespół nie może spełnić. Trzeba było jakoś umiejętnie z tego wybrnąć. Nam się na szczęście nie zdarzyła jakaś konkretna awantura na tym tle, ale z tego co słyszałem, czasami nawet groziły jakieś bójki z tego tytułu.

MR: Czy trudno było tę noc studniówkową przegrać? Jednak jest to mnóstwo godzin.

TR: To w zasadzie nigdy nie było problemem. Tutaj po prostu działała adrenalina. Jeżeli jest impreza, coś się dzieje, jest akcja, jest muzyka, człowiek jest pobudzony. Najwyżej później dwa, trzy dni się odsypiało, albo człowiek chodził nieprzytomny. Raczej to była taka fajna przygoda. To była radość z tego, że ludzie się dobrze bawią. Obserwowanie reakcji na kolejny, szczególnie jakiś przebój zagrany, gdzie widać było taką spontaniczną reakcję, gdzie sala od razu podrywała się do tańca. To się wszystko nam udzielało i można powiedzieć, że pompowało w nas energię. Nie przypominam sobie, żeby gdzieś kiedyś człowiek miał ochotę np. o północy zabrać graty i pójść do domu.

MR: Naprawdę nie zdarzyła się nawet jedna taka studniówka, gdzie szło topornie?

TR: Nie. Może to dlatego, że graliśmy to co ludzie lubili i graliśmy to dobrze. Druga sprawa, ludzie przychodzili na studniówkę z myślą, że jest to jedyny taki bal w życiu. Nawet jeśli ktoś wcześniej, czy później, jako osoba towarzysząca był na studniówce w innej szkole, w innym miejscu, to ta swoja studniówka to był taki jeden moment w życiu. Więc ludzie przychodzili z takim nastawieniem żeby się dobrze pobawić. Jeżeli ktoś nie czuł tego, nie mógł sobie znaleźć, dogadać partnera, albo ogólnie nie lubił tańczyć, czy się bawić, to po prostu na studniówkę nie przychodził.

MR: Czy przez ten okres, kiedy to właśnie zespoły muzyczne grały na studniówkach, można było zauważyć zmiany w wyglądzie imprezy?

TR: Końcówka lat 80. to bardzo kiepski gospodarczo w Polsce okres. Z kolei ten przełom lat 80. i 90. to już jest takie lekkie otwarcie na zachód. Zespoły zaczęły wtedy inwestować w instrumenty zagraniczne znanych marek. Dzięki temu diametralnie zmieniło się brzmienie, stało się bardziej współczesne. Wtedy mogliśmy także podążać za nurtami współczesnej muzyki elektronicznej, dyskotekowej. Brzmieniowo bardziej to przypominało nagrania z płyt. Zmieniło się nagłośnienie, więc tym samym jakość oferowanego dźwięku. Zmieniało się oświetlenie. Zespół przyjeżdżał z własnymi kolorofonami, światłami. To też było mile widziane. Jeśli chodzi o modę to tak w zasadzie w tym okresie czasu jakichś istotnych zmian nie było. Studniówki odbywały się w szkołach, aczkolwiek powoli pojawiała się tendencja aby wychodzić z nimi na zewnątrz. Z tym, że początek lat 90. to jeszcze nie jest moment kiedy były sale weselne, tak eleganckie i duże jak współcześnie, gdzie byłaby możliwość zorganizowania takiej imprezy.

MR: Kiedy zaczęła się zmiana, że to DJ-e zaczęli wypierać zespoły studniówkowe?

TR: To było zjawisko dość płynne. Już w latach 80. w niektórych szkołach, szczególnie w liceach preferowano DJ-a, oryginalną muzykę z płyt. Była to również kwestia ceny. Zespół zazwyczaj był droższy. Wiele osób zaczęło również zwracać uwagę na to, że DJ-e oferowali muzykę oryginalną, z dobrym brzmieniem. Z zespołami bywało różnie. Były zespoły bardzo dobre, większe wzięcie jednak mieli DJ-e. Myślę, że wpływ na to miała pewna zmiana świadomości. Zespoły już w późniejszym okresie zaczęły udawać, że grają, korzystać z półplaybacków, do których tylko co nieco dośpiewywano, czy dogrywano. Pojawiło się wtedy stwierdzenie klienta, jeżeli mam płacić za to, że ktoś udaje, że gra, to wolę wziąć DJ-a, który puści muzykę oryginalną dobrej jakości i właściwie to co zechcę. DJ ma dużo większe możliwości. Może mieć kilka tysięcy utworów w swoich zasobach, a wiadomo, że zespół ma ograniczone możliwości.

MR: Czy istnieje szansa na powrót mody na zespoły studniówkowe? Jak to wygląda z perspektywy muzyka?

TR: Myślę, że byłoby to ciekawe doznanie. Wiem, że jest kilka dobrych zespołów, naprawdę cenionych w Siedlcach i grających praktycznie w 100 % na żywo, z pełnym instrumentarium. W takim zespole chętnie bym zagrał i mając duże doświadczenie życiowe myślę, że dałbym radę. Tym bardziej, że słuchając współczesnej muzyki, widzę, że oparta jest ona na tych samych schematach. Ktoś kto przerobił w życiu kilka tysięcy piosenek, dałby radę następnych 20 czy 30 przebojów przygotować, opanować. Myślę, że byłoby to ciekawe przeżycie.

MR: Dziękuję za rozmowę.

Całej rozmowy możesz wysłuchać TUTAJ

Poniżej zamieszczamy kilka pamiątkowych zdjęć z czasów, gdy na studniówkach królowała muzyka na żywo.
















Fot. Archiwum Tomasza Radomyskiego, Mirosława Krasuskiego, Andrzeja Kwiatkowskiego

MR [ja]

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.