PKP Intercity i Stadler: podnosimy się po pandemii

Kolej wiele straciła na epidemii koronawirusa, ale producenci taboru, przewoźnicy i rząd liczą, że branża szybko wyjdzie z dołka i będzie się znów dobrze rozwijać. 3 lutego z wizytą studyjną w zakładach Stadler Polska gościli przedstawiciele Ministerstwa Aktywów Państwowych, Sejmu oraz PKP Intercity.

Siedlecka filia szwajcarskiego producenta pociągów realizuje właśnie dla tego przewoźnika miliardowej wartości kontrakt na 12 nowych pociągów. PKP Intercity od kilku lat używa już 20 takich pojazdów i docenia ich niezawodność. – Są to pojazdy dostępne, „sprawdzone w bojach”. Jeżdżą zarówno w letnich upałach, jak i zimą, kiedy temperatury spadają do minus 30 stopni – mówi prezes PKP IC, Marek Chraniuk.

Pociągi z nowego zamówienia będą się składać z 8 członów i pomieszczą 354 pasażerów. Według zapewnień producenta, w pełnym komforcie i bezpieczeństwie: – Przestrzeń pasażerska jest klimatyzowana. Jest przedział bistro, gdzie można napić się kawy i zjeść ciepły posiłek. Pojazd jest wyposażony w wi-fi, więc pasażer ma „wyjście na świat” – wylicza Tomasz Prejs, dyrektor zarządzający i prezes Stadler Polska.

Z rzeczy niewidocznych dla pasażera a istotnych dla przewoźnika, nowe pociągi wyposażone są w urządzenia systemu ERTMS, zwiększającego bezpieczeństwo sterowania ruchem kolejowym. Dzięki aluminiowej konstrukcji są też o kilkadziesiąt ton lżejsze od pojazdów wykonanych ze stali, co przekłada się na lepsze przyspieszenie i mniejsze zużycie energii. W ten sposób przewoźnik w 30-letnim okresie eksploatacji rekompensuje sobie wyższą cenę zakupu i jeszcze wychodzi na swoje.

Zamówienie dalekobieżnych FLIRT-ów u Stadlera to jeden z elementów strategii taborowej PKP Intercity. Do 2030 roku przewoźnik planuje wydać aż 19 mld zł. Liczy, że pandemię uda się wkrótce opanować, a zmniejszone przez nią przewozy pasażerskie wrócą na ścieżkę szybkiego wzrostu. Podobnie widzi to rząd, który nie wycofuje się ze związanych z koleją projektów infrastrukturalnych.