Chemia w rolnictwie – naukowo. Rozmowa z prof. Markiem Gugałą
Siedlce
Czw. 07.03.2024 14:26:44
07
mar 2024
mar 2024
Ile chemii dopuścić w uprawach i hodowli? Ograniczenia narzucane tutaj przez Zielony Ład są jednym z powodów rolniczych protestów, przetaczających się od tygodni przez Polskę i Europę. A jak patrzą na to naukowcy? Przyznają rację rolnikom, choć nie w stu procentach.
Jednym z głównych postulatów protestujących jest ograniczenie importu produktów z Ukrainy. Tamtejszych producentów nie obowiązują bowiem ograniczenia, którym podlegają rolnicy z krajów Unii, skutkiem czego są niższe koszty i nierówna konkurencja. – Przepisy dotyczące stosowania pestycydów i nawożenia roślin czy stosowania antybiotyków w hodowli zwierząt rzeczywiście są tam inne. Uważam, że rolnicy mają po części rację, bo w UE wycofuje się takie substancje lub bardzo mocno ogranicza ich stosowanie, a są one dopuszczone w krajach trzecich. Z punktu widzenia naukowego wycofywanie niektórych substancji aktywnych jest pomyłką Unii Europejskiej. One bardzo dobrze sprawdzały się w produkcji – skomentował w rozmowie z Katolickim Radiem Podlasie prof. Marek Gugała, prorektor Uniwersytetu w Siedlcach, sam będący rolnikiem.Jak sprawdzić, czy wschodni producenci rolni nie przedawkowują tych substancji? Z punktu widzenia chemika, nie jest to problem, bo istnieje aparatura i odczynniki, które mogą to zbadać to całkiem dokładnie. – Pozostałości po pestycydach bada w Polsce kilka certyfikowanych instytutów. My akurat takich certyfikatów nie mamy, ale w naszych uczelnianych laboratoriach możemy zbadać zawartość azotanów, czyli sprawdzić, czy nie doszło do nadmiernego nawożenia – mówi prof. Gugała. Dodaje, że badać można zarówno ziarna, mąkę, czy surowe mięso, jak i produkty przetworzone: pieczywo czy wędliny. Trzeba jednak pamiętać, że obróbka termiczna czy chemiczna wpływa na zawartość interesujących badacza substancji. Testy podstawowych parametrów dałoby się prowadzić nawet bezpośrednio na granicach, bo potrzebne do tego urządzenia to koszt rzędu kilkuset tysięcy złotych, a wyniki „wyskakują” w ciągu minut. Dokładniejsze badania wymagają już wożenia próbek do stacjonarnych laboratoriów i bardziej wyrafinowanego sprzętu.
Zielony Ład zakłada redukcję chemicznych środków ochrony roślin o połowę. Prof. Gugała zwraca uwagę, że jest w tym istotny „haczyk”: – Co oznacza 50 procent? Co jest wartością referencyjną? Średnia dla UE to ok. 3,5 kg substancji aktywnych na hektar. W Polsce jest to 2,4-2,5 kg, w Niemczech i Francji ponad 6 kg, a w Holandii ponad 8. I teraz jeśli każe się każdemu zredukować o połowę, to Holendrzy zejdą z 8 do 4 kg i dalej będą uprawiać ziemniaki czy inne rośliny z dużymi sukcesami. Jeśli my mamy zejść z 3,5 do 1,7, a Bułgaria z 1 do 0,5 kg, to jest to niesprawiedliwe i rolnicy słusznie protestują. Gdy punktem odniesienia będzie średnia unijna, to nie mamy się czego bać – mówi siedlecki naukowiec. Drastyczna redukcja używania środków ochrony roślin będzie możliwa, ale pod warunkiem wprowadzenia odmian roślin odpornych na choroby i szkodniki. Czyli w miejsce chemii wejdzie inżynieria genetyczna, na którą również wielu konsumentów spogląda co najmniej nieufnie.
Przytoczone wyżej liczby świadczą, że dobra opinia o polskiej żywności jako zdrowszej i mniej nasyconej chemią od zachodniej ma solidne podstawy. Jest jednak pewien wyjątek. – Rolnikom pewnie nie spodoba się, że to przypominam, ale takie są fakty: jeśli chodzi o zużycie antybiotyków w hodowli, jesteśmy na drugim miejscu w Europie po Hiszpanach. To jest problem, bo jedząc takie mięso wyrabiamy sobie lekooporność i lekarze już od dawna zwracają na to uwagę. Małe hodowle zanikają, a w tych dużych nie robi się już zastrzyków pojedynczym chorym zwierzętom, tylko dodaje antybiotyk do wody, którą piją wszystkie. I nie robi się tego przez kilka dni, ale prawie przez cały okres tuczu – mówi prof. Gugała. Remedium na tę niekorzystną sytuację widzi we wzmocnieniu nadzoru weterynaryjnego i w edukacji.
0 komentarze