Ikona z Seroczyna trafi pod lupę badaczy
Siedlce
Sob. 27.02.2021 12:59:00
27
lut 2021
lut 2021
Oficjalnie ma około pięciu wieków, ale może być nawet dwa razy starsza. To nie legendy, ale całkiem poważne hipotezy, które już wkrótce doczekają się weryfikacji. Parafia w Seroczynie szykuje się do konserwacji swojej ikony Matki Bożej z Dzieciątkiem i chce przy okazji sprawdzić, ile naprawdę ma ona lat.
Początki giną w mroku, ale nawet znana i opisana część historii tego obrazu nadaje się na przygodową powieść. Ikona trafiła do Polski w burzliwych okolicznościach. Pamiętają Państwo z historii „Dymitriady” i czas polskiego panowania na Kremlu? To właśnie wtedy, dokładnie w 1607 roku, właściciel dóbr seroczyńskich Aleksander Krzycki przywiózł z Moskwy piękną ikonę Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Została otoczona kultem, doczekała się własnej księgi cudów i przetrwała wszystkie dziejowe zawieruchy, jakie przetaczały się potem przez polskie ziemie. Dość powiedzieć, że obecny kościół w Seroczynie jest już trzecim jej „mieszkaniem”. |
Nie legendy, a hipotezy
W opinii sporządzonej przez szefa siedleckiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków można wyczytać, że jest to jeden z najcenniejszych zabytków sztuki sakralnej wschodniego Mazowsza. Jest tam również wzmianka, że choć oficjalne datowanie wskazuje na XVI wiek, to są podstawy do przypuszczeń, że ikona może być znacznie starsza. Świadczy o tym materiał podłoża: deska z cedru, a także charakterystyka użytego spoiwa. |
W zeszłorocznym numerze czasopisma „Seroczyniak”, wydawanego przez miejscowy Klub Historyczno-Kolekcjonarski imienia Bogusława Wernera, w poświęconym ikonie artykule Michała Lewandowskiego można znaleźć inne przesłanki świadczące, że nie jest to któraś z licznych wersji wizerunku Matki Boskiej Włodzimierskiej, powstałych w Rosji w XV lub XVI wieku, ale coś znacznie starszego. Historycy sztuki wskazują mianowicie na kształt oczu i ust Bogurodzicy, które mają przypominać wizerunki z Azji Mniejszej sprzed tysiąca lat. – Można więc sądzić, że powstała w Bizancjum i została uratowana przed zniszczeniem w czasach ikonoklazmu przez wywiezienie na Ruś. Stamtąd, poprzez Aleksandra Krzyckiego, trafiła do nas – mówi proboszcz parafii w Seroczynie, ks. Bogdan Potapczuk. |
Fizyka i chemia z pomocą historii sztuki
Do tej pory datowanie ikony z Seroczyna bazowało na hipotezach. Teraz jest okazja, by je zweryfikować. Obraz przechodził ostatnią konserwację na początku lat 70. XX wieku i pilnie wymaga następnej. Parafia chciałyby rozszerzyć prace konserwatorskie o specjalistyczne badania datujące. Daniel Olszewski z siedleckiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków powiedział Radiu Podlasie, że chodzi tu o cały zestaw takich badań: od radiowęglowego C14, poprzez dendrochronologię i badania chemiczne pigmentu, aż do prześwietlenia obrazu, które może wykryć wcześniejsze wersje i przemalowania i tym sposobem dać wskazówki co do jego początków. |
Parafia zaczęła się już rozglądać za wykonawcami. Możliwe, że część prac trzeba będzie wykonać za granicą.
Pieniądze w trakcie zbierania
I tu dochodzimy do kosztów. Zgrubnie skalkulowany kosztorys mówi o kwocie rzędu 100 tysięcy złotych. Parafia tyle nie ma, ale liczy na środki zewnętrzne. Od paru lat na ochronę zabytków specjalną pulę przeznacza Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego i tam właśnie się zwrócono. Z pomocą parafii przyszła tutaj gmina. – To niezwykle cenny zabytek, nie tylko w skali regionu, ale i całego kraju.
Zaproponowaliśmy więc księdzu proboszczowi nasze wsparcie. Jako samorząd mamy kadrę doświadczoną w pozyskiwaniu środków zewnętrznych i taki wniosek do urzędu marszałkowskiego napisaliśmy. Zobaczymy, jakie będą losy tego wniosku – mówi wójt Wodyń, Wojciech Klepacki. Wójt jest dobrej myśli, bo w przeszłości z tego instrumentu skorzystała z powodzeniem parafia w Wodyniach, a sama gmina kilka razy czerpała z pieniędzy państwowych na odnawianie cmentarza wojennego w Woli Wodyńskiej. Urząd marszałkowski rozstrzyga takie konkursy wiosną. |
Wracając zaś do ikony, to w grę wchodzi jeszcze jedno źródło: Lokalna Grupa Działania Ziemi Siedleckiej, która ma środki na ochronę dziedzictwa kulturowego i choć całości wydatków nie pokryje, to może się dorzucić. Prezes LGD, Hubert Pasiak zna sprawę i w rozmowie z Radiem Podlasie potwierdził taką możliwość.
Początek zatem został zrobiony: jest plan działania, wstępne rozpoznanie rynku specjalistycznych usług, zgoda i poparcie urzędu konserwatorskiego oraz pomoc lokalnego samorządu. Zobaczymy, jak odpowiedzą na to wszystko dzielący pieniądze decydenci. O dalszym ciągu tej spraw będziemy informować.
AB
0 komentarze